Poeta przeklęty, skandalista, świętokradca - mówiono o Wojaczku - do tego fenomen i geniusz. Przez historyków literatury porównywany do Baudelaire'a i Rimbauda - od lat zachwyca kolejne pokolenia czytelników. Sanatorium potwierdza jego mroczną legendę i wartość pisarstwa. Wydanie oparte zostało na oryginalnym maszynopisie autora z uwzględnieniem odnalezionych ostatnio fragmentów.
Sanatorium kojarzy się z chorobą, terapią, a w szerszym kontekście może przywodzić na myśl również miejsce odosobnienia, izolację, samotność, śmierć. To miejsce zamknięte, swoisty międzyświat, międzyczas, kawałek rzeczywistości wyrwany z całości, przestrzeń przejściowa i czas przejściowy, będąca zawsze pomiędzy. To również przestrzeń sztuczna, schematyczna i wtłaczająca w schemat tych, którzy się w niej znajdują. To przestrzeń, w której osadza swojego bohatera Wojaczek.
Pierwsze wydanie jedynej powieści w dorobku papieża polskich poetów wyklętych. Być może nie przynosi nic więcej ponad werystyczny obraz procesu przyjmowania i wydalania alkoholu, niemniej – na pewno stanowi ciekawostkę dla fanów Wojaczka i/lub fanów literatury poświęconej tematowi picia.
Zacząłem czytać... i dostałem młotkiem. Literackim, rzecz jasna. Żadnych guzów. Wpadłem z miejsca w prozę Wojaczka jak młotek do rzeki. Samo pierwsze zdanie dawało wiele językowych przyjemności. Książka jest napisana po mistrzowsku. Co mało kogo może dziwić, skoro napisał ją człowiek uważany za geniusza.
Swój, nie tylko wówczas, ale i teraz, kontrowersyjny język przenosi poeta również do Sanatorium. Zachwycająca jest dojrzałość wypowiedzi, a zarazem szeroka leksyka dwudziestokilkuletniego chłopaka. Mnie, pasjonatkę Wojaczka, pociąga osobowość Piotra Sobeckiego, w której widzę odzwierciedlenie autora. Oczywiście ten sprężysty język balansuje tak, aby można było również nazwać Sanatorium prozą poetycką.
(...) chociaż nie jest to dopracowany warsztatowo utwór literacki, jego szczerość i nonkonformizm budzi najgłębszy podziw. Dlatego chcę milczeć i słuchać jego słów, choć według niego wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi.
Dzięki tej książce po raz pierwszy spojrzałem na legendę jako na mojego rówieśnika. Na początku książki widziałem człowieka który miewa takie same przygody i podobne nastroje jak ja, w dalszych częściach coraz głębiej zaczynałem zauważać przygnębiający dziwny obłęd, jaki Wojaczek musiał dźwigać i o jaki niestety sumiennie dbał. Książka ta była dla mnie znakomitą przygodą, gdyż owa dziwność jest dla mnie najbardziej pożądanym uczuciem w sztuce.
Kiedy poeta sięga po prozę ,jako środek swojego artystycznego wyrazu, zazwyczaj wzbudza to duże zainteresowane. Zwłaszcza w momencie, kiedy jest to pierwsza i jedyna powieść. Tytuł to ironiczne określenie w stosunku do świata, w którym egzystuje Piotr Sobecki. W przeciwieństwie do prawdziwego sanatorium, ów świat ma działanie destrukcyjne. Jednak nie jest to niczym dziwnym, kiedy tak wrażliwa na najbliższe otoczenie jednostka próbuje uporać się ze swoimi emocjami. Sanatorium przyciągnęło mnie dużą dawką naturalizmu, odpychało zaś wszędobylskim alkoholem, którego tak dużo w literaturze typowo "męskiej". Książka idealna na jesienny wieczór, dla zwolenników twórczości Wojaczka, jak i dla tych, którym to nazwisko niczego kompletnie nie mówi.
Czym jest sanatorium? Ja w nim widzę miejsce, które mogłoby uleczyć, ale poeta na to nie pozwala. Nie chce. Jest blisko, pod samymi oknami, o krok od żony, ale wciąż daleko. Zawieszony gdzieś w przestrzeni, w końcu rzeczywiście dynda na belce sterczącej z muru budynku sanatorium (a żeby nie było zbyt poważnie i wzniośle, w ostatniej chwili uczynna grawitacja ściąga mu spodnie), a wraz z jego unicestwieniem rozpoczyna się poemat, rozpoczyna się pierwsza osoba liczby pojedynczej, rozpoczyna się Rafał Wojaczek.
Pieśń pierwsza Pieśń druga Pieśń trzecia Pieśń czwarta Pieśń piąta Pieśń szósta Pieśń siódma Na progu List do Królowej Polski Kto powiedział koniec świata Przez ogień i wodę